Barlinecki Meloman recenzuje: płyta „Jun-Kai Parade” zespołu Junon Kyanon

facebook | youtube | platformy streamingowe

 

Na dziś trafił mi się materiał dość specyficzny, wręcz dziwny. Jest też stosunkowo krótki, z racji tego że znajdują się na nim tylko trzy kompozycje. Stanowi on więc głównie demonstrację możliwości zespołu. Zwłaszcza, że ten pracował nad nim całkowicie samodzielnie. Oto debiutancka EPka grupy Junon Kyanon, zatytułowana „Jun-Kai Parade”.

 

Nie, nie jest to japoński projekt – zespół pochodzi ze Słupska. Japonia znana mi jest głównie z tego, że Japończycy uwielbiają eksperymenty, które u nas mogą zostać już uznane za przekroczenie granicy smaku. Możliwe, że prawdopobodnie i to zainspirowało muzyków, bo choć ten debiut niewiele przekracza 10 minut, to jego zawartość stanowi istną mieszankę wybuchową. Już łatwiej chyba określić, czego tutaj nie ma – elektronika łączy się z muzyką gitarową na wiele sposobów, główny filar stanowią zapewne nu metal z dubstepem. Ale żeby nie było, jest tego znacznie więcej… Sam zespół wymienia m.in. hardcore, industrial czy też drum n’ bass. Ja słyszę także wpływy metalcore’u („Shoryuken”).

 

Junon Kyanon – Diabetic Blood Cells

 

Jako pierwszy prezentuje się „Diabetic Blood Cells„. Rozpoczyna się on elektronicznym beatem, by po chwili przejść w całkiem melodyjne, miarowe, nu metalowe brzmienia, w dalszym ciągu dość mechaniczne i podbijane elektroniką. Ta zresztą regularnie przeplata się z „żywym” graniem przez większość całego materiału. Raz jest to podkład wiodący, typu wspomnianego przed chwilą beatu, innym razem zdecydowano się na przygrywające w tle wtręty, lub subtelne dźwięki, wrzucone jakby w zupełnie losowym momencie utworu (jak np. pojedyncze, używane zazwyczaj jako cenzura „piknięcie” we wspomnianym „Shoryuken”, choć łatwo zauważyć, że na EPce tej cenzury faktycznie nie ma). Obrany przez muzyków kierunek kojarzy mi się trochę z albumem „I Disagree” Poppy, którym to od niedawna się zachwycam. Style oczywiście zupełnie odmienne, ale podejście do muzyki najwyraźniej podobne. A wokale? Więc tak: coś w stylu rapowanek; całkiem śpiewane, czyste (do których raczej ciężko mi się przekonać, niestety); krzyczane i chaotyczne (tu jest zdecydowanie lepiej), no i growle, brzmiące tak, jakby były przepuszczone przez jakąś rurę, podbijającą efekt bulgotu. No i właśnie chyba growle wypadają tutaj najlepiej. Na początku ciężko się w tym wszystkim odnaleźć, dopiero z czasem słuchacz zaczyna mniej więcej łapać, o co chodzi.

Zespół ma u mnie plusika za niekonwencjonalność. Należy jednak pamiętać, że EPka przeznaczona jest przede wszystkim dla tych, którzy się tej niekonwencjonalności nie boją. Przypuszczam, że Junon Kyanon zapewne doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nie tworzy muzyki dla każdego. Być może wynika to z tego, że tworzą ją głównie dla siebie, i za to szanuję. Tak więc jeśli uważasz, że słyszałeś już wszystko, to możesz śmiało sprawdzić „Jun-Kai Parade„.

 

Barlinecki Meloman

blog // facebook // instagram // recenzje 

Mam na imię Łukasz. W różnym stopniu interesuję się różnymi rzeczami, ale kilka lat temu muzyka stała się moją życiową pasją. Sukcesywnie rozwijam ją na swój sposób i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Ten blog to miejsce, w którym chciałbym przedstawić rockowo-metalowy świat z mojej perspektywy. To tyle, życzę miłego czytania!