Barlinecki Meloman recenzuje „Lions and Unicorns” zespołu Only Sons

facebook | bandcampyoutube

 

Dziś druga część opisywania wrażeń, które wyniknęły po zapoznaniu się z dwupłytową paczką-niespodzianką od Heavision. Grupa Only Sons gra co prawda muzykę diametralnie różniącą się od tego, co oferuje znane Wam z poprzedniej recenzji Across The Shade, ale myślę, że są to wydawnictwa podobne do siebie pod względem poziomu wykonania. A nawet jest troszkę podobieństw w kwestii moich osobistych odczuć.

 

Tak jak w przypadku „Hope”, pozwoliłem sobie na wykreowanie pierwszego wrażenia poprzez rzut okiem na okładkę. Wpierw pomyślałem o muzyce z gatunku stoner, choć nie byłem w stanie określić, czy będzie to bardziej metal, czy rock. Prawda leży gdzieś pośrodku – gdy głównym motywem są melodie (a wiodą one prym przez praktycznie cały album, przez dziewięć kompozycji i ponad czterdzieści pięć minut grania), mamy do czynienia z kapelą typowo rockową. Podobnie w przypadku zwolnień oraz spokojniejszych momentów. Jednak, raz na jakiś czas, sporadycznie, pojawia się mocny, metalowy riff, skutecznie dociążający dany fragment. Nie jest ich wiele, ale zwracają na siebie uwagę.

A co ze stonerowskim pierwiastkiem? Cóż, po raz kolejny zostałem tutaj nieco zmylony. Owszem, nawiązania są słyszalne całkiem dobrze. Ale nie jest to album, który w chwili wciśnięcia przycisku „play” momentalnie przeniesie nas gdzieś na jakieś amerykańskie pustkowia. Jak dla mnie Only Sons czerpie w podobnych ilościach zarówno ze stonera, jak i z grunge’u. Stąd też równie dobrze mógłby kierować nas ku miejscu typowo ucywilizowanemu – a konkretnie miejscu o nazwie Seattle, bądź San Diego. Nie ma tu co prawda takich ilości brudu, jak to na typowy grunge przystało, ale dostajemy za to elegancko trzeszczące gitary, no i momentami nieco weilandowy wokal. Jest też trochę luźnej alternatywy. W kwestii ogólnego charakteru wydawnictwa, to mógłbym przyrównać je do obecnego Alice In Chains, które jest już zespołem zupełnie innym niż kiedyś. Ale echa dawnych brzmień w dalszym ciągu są zauważalne.

 

 

Moje skojarzenia co do głosu wokalisty, Andrzeja Nowaka, są takie, a nie inne, ale muszę też pamiętać, że wokale na albumie są ograniczone do jednego stylu – zwykłego, czystego śpiewania. Czy brakuje mi tutaj czegoś w stylu wyrazistej, grunge’owej chrypy, lub oryginalnej maniery? Niekoniecznie – owszem, gdyby album miał w sobie więcej muzycznego brudu z lat 90., to wtedy by mi tego brakowało, i to pewnie mocno. Ale to, co swoim głosem przedstawia Nowak, jest wystarczające. Dzięki temu, że stawia tylko na śpiew, dodaje on do materiału nieco lekkości. Bo od ciężaru są na tym albumie gitarzyści.

Ostatecznie wychodzi na to, że „Lions and Unicorns” to sprawne połączenie trzech podgatunków, ciężko tylko stwierdzić, którego jest tutaj najwięcej. Na co jeszcze warto zwrócić uwagę? Nie wiem, czy jest sens wymieniać poszczególnych instrumentalistów, bo w rzeczywistości każdy daje coś od siebie, a nie chcę być wobec kogoś nie fair. Gdybym miał wymienić utwór, który najlepiej demonstruje możliwości całego zespołu, przedstawiłbym zapewne „No One’s Eyes„, choć w moim odczuciu wyróżnia się także „Cabin in the Woods„, głównie ze względu na intrygujący, lekki i bujający początek. Troszeczkę rozczarował mnie z kolei „Bonfire”, utwór nie tyle zły, co po prostu nie spełniający oczekiwań, które wyrobiłem sobie po usłyszeniu pierwszych sekund utworu. Mogłoby się dziać na nim więcej, bo pod tym względem nieco odstaje od reszty albumu, która obfituje w soniczną różnorodność.

Jak mógłbym zatem podsumować nowe dzieło Only Sons? Znów otrzymałem album dobry, przyjemny w odbiorze, choć niespecjalnie oryginalny, wnoszący za to kilka ciekawych patentów i dobrze ukazujący muzyczne możliwości zespołu. Będzie dobry dla tych, którzy nie szukają zrzynki z grunge’u oraz stonera, tylko czegoś, co luźno, choć wyraźnie do nich nawiązuje. A jeśli potencjalny odbiorca lubi sobie posłuchać także gitarowej, nieco cięższej alternatywy, to powinien być już usatysfakcjonowany w pełni.

 

Barlinecki Meloman

 

Mam na imię Łukasz. W różnym stopniu interesuję się różnymi rzeczami, ale kilka lat temu muzyka stała się moją życiową pasją. Sukcesywnie rozwijam ją na swój sposób i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Ten blog to miejsce, w którym chciałbym przedstawić rockowo-metalowy świat z mojej perspektywy. To tyle, życzę miłego czytania!

Barlinecki Meloman blog

Barlinecki Meloman facebook

Barlinecki Meloman instagram