Szykując się do napisania recenzji nowej EPki zespołu Hate’s Peach, dowiedziałem się czegoś nowego. Później, będąc już w trakcie pisania, poznałem coś nowego, chociaż jeszcze nie odkryłem do końca genezy powstania oraz ogólnej charakterystyki tego czegoś. Mowa o gatunku muzycznym, reprezentowanym przez autorów płyty „No Fans At All”.
Pierwszy raz spotykam się z czymś takim jak peachcore. Wiem już, że coś takiego istnieje, wiem też, jak mniej więcej brzmi. Na koniec zostaje pytanie: czy coś wyróżnia go na tyle, by stał się osobnym gatunkiem muzycznym? A może to po prostu kolejny przejaw wariacji na temat brzoskwiń? (swoją drogą, sama nazwa zespołu też jest ciekawa ze względu na swoją niejednoznaczność – powtórzcie ją na głos, a powinniście zrozumieć o co chodzi, jeśli nie załapaliście od razu, tak jak ja).
No dobra, teraz już na poważnie: pod pojęciem „peachcore” tak naprawdę kryje się połączenie metalu i core’a, doprawione nieco punkowymi elementami. Mieszanka raczej prosta, ale skuteczna – tutaj nie ma żadnych zabaw w wyrafinowane wirtuozerskie brzmienia, każdy z sześciu utworów na płycie to proste strzały. Po rozpakowaniu płyty zwróciłem uwagę na notkę z tyłu opakowania: „Nagrane i zmiksowane (…) na trzeźwo, tak naprawdę to nie.” Czy miało to wpływ na ostateczny kształt płyty? A może to kolejny żarcik ze strony zespołu? Tak czy inaczej, cały materiał jest spójny, co może być zaskoczeniem, ale wcale nie musi – zależy od punktu widzenia.
Jeśli zaś o wokale chodzi, to jest trochę darcia, trochę śpiewania – jedno nie przeważa nad drugim. W tym wszystkim są partie wolniejsze, mroczniejsze, a w pierwszym utworze, „Almighty”, możemy usłyszeć również nieco lżejsze zaśpiewy. Ale żeby za delikatnie nie było, ograniczają się one do kilku powtórzeń. Ogółem zastrzeżeń nie mam, ale jak dla mnie można było znaleźć trochę więcej miejsca dla konkretnych, głębokich growli, które także momentami się pojawiają.
Ciekawym zabiegiem było umieszczenie utworu bonusowego w postaci znanego nam już ze wcześniejszej części EPki utworu „No Fun At All”, z tym że zostały zmienione słowa oraz tytuł. Podkład muzyczny (najbardziej punkowy na płycie, swoją drogą) pozostał ten sam. Tekst został zaśpiewany po polsku, a gościnnie zaśpiewał niejaki Mirosław Jędras, znany jako Zacier. Tekst z lekkim przymrużeniem oka opowiada o tym, z czym zapewne musi mierzyć się każdy początkujący zespół, oraz odnosi się w pewien sposób do charakterystycznego tytułu albumu (Nie no, jakichś fanów to chyba jednak macie?).
Hate’s Peach może i nie odkrył nowego gatunku muzycznego, za to ich nowa EPka swoje zadanie spełnia dobrze. Do posłuchania bez żadnych zobowiązań, czy też np. przy luźnym spotkaniu ze znajomymi, jak najbardziej dobry wybór. Nie znajdziecie na „No Fans At All” okazji do szczegółowego interpretowania skomplikowanych popisówek – również dlatego, że takowych tu zwyczajnie nie ma. Czy to źle? Nie w przypadku takiej muzyki. To płyta m.in. dla ludzi, którzy nie traktują muzyki jak swoją drugą połówkę, tylko jak dobrego kumpla.
Barlinecki Meloman
Mam na imię Łukasz. W różnym stopniu interesuję się różnymi rzeczami, ale kilka lat temu muzyka stała się moją życiową pasją. Sukcesywnie rozwijam ją na swój sposób i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Ten blog to miejsce, w którym chciałbym przedstawić rockowo-metalowy świat z mojej perspektywy. To tyle, życzę miłego czytania!