Pięć postaci… Jedna kobieta, czterech gości. W tym dwóch Tomków. Tak wygląda jeden z elementów ,,opakowania” od płyty, jak zajrzy się do środka. Cóż… myślę. Zespół pełną gębą z kobietą na wokalu. Są dwie opcje, albo będzie jazda, albo będzie przeciętnie. Druga opcja zawsze jest mało ciekawa bo zwiastuję wtórność, której nigdy nie chcę doświadczyć jak obcuję z nową płytą. Włączam ,,Na bezdechu” i z głębokim oddechem wchodzę w pierwsze dźwięki. Zespół Prorock pokazuję na co stać muzyków tej formacji.
Zaczyna się ciekawie, bo dzwoni budzik i mamy takie dość intrygujące intro. Fajna zagrywka, bo intra zawsze budują napięcie we mnie jako słuchaczu. Zastanawiam się co będzie za chwilę. Pierwszy kawałek… Płyta zaczyna się dość radośnie i rzekłbym nawet dość nieporywająco, by od drugiego numeru przejść w całkiem inny klimat dobrej, ambitnej muzyki. Nie jest tu tylko rockowo, jest też miejsce na eksperymentowanie z dźwiękiem i dobry tekst (,,Gniew”). Jest nastrojowo, melancholijnie i niekiedy progresywnie jak w ,,Tik Tak”. To co ogólnie charakteryzuje ten album to melodyjność. Smak samej muzyce w bardzo dużej mierze dodają klawisze, co jest bardzo mocnym elementem tej płyty. Po kilku odsłuchach myślę nawet, że to właśnie one zbudowały klimat na tym albumie, oczywiście nie odmawiając wkładu pozostałym muzykom. Gitary też ,,powiedziały” swoje, nawet hardrockowo jak w ,,Demagog”.
Mamy na tym albumie energetyczne kawałki, ale również piękne ballady jak ,,Metamorfozy”, gdzie znów słyszymy kunszt klawiszy, dobry tekst i ciekawe gitary. Bardzo dobry kawałek! Kolejny klimatyczny numer, wolny, lecz nazwanie go balladą byłoby strasznym uproszczeniem to ,,Mimo wszystko„. To dobry, klimatyczny, rockowy numer, gdzie cały zespół pokazał swój warsztat oraz to na co stać Prorock. Kolejny świetny kawałek! Płytę kończy ,,The End” (Ciekawe, he) gdzie świetne gitary i galopujący dźwięk dopełnia całości albumu. Oklaski na koniec kawałka? Bardzo ciekawe zakończenie. Nie sposób wspomnieć, że bardzo mocną stroną formacji Prorock jest wokal Leny. Trochę przypominał mi momentami pazur Małgorzaty Ostrowskiej, co jest nie porównaniem ale komplementem w stronę wokalistki.
Prorock – Gniew
Płyta ,,Na bezdechu” to coś w stylu koncept albumu, gdzie przesłaniem jest prawda o naszej codzienności, bezlitosnej pogoni za wszystkim do czego życie nas zobowiązuje. Ta płyta jest dla mnie ogromnym zaskoczeniem, bo zaczynała się dla mnie bardzo przewidywalnie. Natomiast każde kolejne kawałki zaskakiwały mnie coraz bardziej. Jeżeli taki był zamysł zespołu to połknąłem haczyk, he!
Prorock to zespół, który ma własny wypracowany styl grania, nikogo nie powiela i słychać to podczas całego odsłuchu płyty. Także wracając do moich opcji… uff, druga się nie sprawdziła. Jest jazda! Album trwa 39 minut 39 sekund… Przypadek? Może… Celowe działanie? Może… Z pewnością ten czas jest idealnie wyważony i warto go poświęcić na zapoznanie się z tym albumem. Polecam ,,Na bezdechu”.
Tomek – miłośnik alternatywnego rocka polskiego (lata 80te i 90te) oraz amerykańskiego (specjalizacja cała scena grunge). Amatorsko gra na gitarze, czasem coś skomponuje i napisze jakiś tekst. Kolekcjoner płyt.