facebook | youtube | instagram | bandcamp
Na wrocławską grupę Neaghi trafiłem dość przypadkowo przeglądając sklep Empiku w poszukiwaniu koncertowego albumu Acid Drinkers „Live 2014 & 2019″. Wśród bestsellerów sprzedaży w kategorii polskich kapel metalowych na pierwszym miejscu znalazłem wyczekiwany przeze mnie album Kwasożłopów, natomiast moją uwagę dodatkowo zwróciła okładka z trzeciego miejsca podium. Jako, że cena cd była bardzo atrakcyjna, a tytuły utworów sugerowały, że zespół powinien wpasować się w moje gusta, postanowiłem zaryzykować i dokonać zakupu w ciemno.
Z samym zapoznaniem się z „Whispers of Wings” ociągałem się jednak dosyć długo, cd trafiło na półkę zajmując miejsce w kolejce do odsłuchania. I pewnie płytka by tam jeszcze trochę postała, gdyby nie kilka entuzjastycznych wręcz recenzji na które natrafiłem, czy to w sieci, czy to czytając papierowe wydanie Metal Hammera. Postanowiłem więc na własne uszy przekonać się, czy faktycznie jest aż tak dobrze jak sugerowały fachowe media. A ponieważ od początku nastawiony byłem żeby znaleźć coś, do czego mógłbym się doczepić, do odsłuchu podszedłem maksymalnie skupiony na wszelkich detalach. Pierwsze co zwraca uwagę, to przede wszystkim znakomite brzmienie, dopracowane w najdrobniejszych szczegółach, nie pozostawiające wątpliwości jak wiele pracy w album włożyli muzycy Neaghi oraz ich pochodzący z Indii producent Harsha Dasari. Były gitarzysta angielskiego Karybdis, dla którego „Whispers of Wings” jest pierwszą produkcją polskiego zespołu, odwalił naprawdę kawał świetnej roboty. Neaghi brzmi nowocześnie, jednakowoż nie drażni sterylnością czy plastikiem którego pełno jest w obecnych, dopieszczanych do granic wytrzymałości produkcjach.
Miksy eksponują techniczne umiejętności muzyków grupy, a te są na naprawdę najwyższym poziomie. Dodatkowo, klasyczne instrumentarium grupy (wokal, 2 gitary, bas i perkusja) wspierają od czasu do czasu partie klawiszy czy wiolonczel. Mam jedynie drobne uwagi do brzmienia basu, który jest czasami mało selektywny, niknąc w ścianie dźwięku gitar, jednak są to odczucia bardzo subiektywne, spowodowane moimi osobistymi preferencjami.
Jako, że ocenę brzmienia mamy już za sobą, przejdźmy teraz do samych kompozycji. My dziennikarze mamy to do siebie, że lubimy szufladkować zespoły. W przypadku Neaghi jest z tym bardzo duży problem. Czasami jest tu sporo thrash czy death metalu, pojawiają się również niezwykle ciekawe jazzowe momenty. Kapela nie stroni również od metalu matematycznego. Progresywny thrash/death metal, gdybym musiał już jakoś nazwać muzykę wykonywaną przez Neaghi, byłby najtrafniejszym określeniem.
Niezwykle ważne w przypadku muzyków z Wrocławia jest również to, że nie można porównać ich do innego zespołu. Owszem, można zauważyć inspiracje takimi artystami jak Testament, Death, Opeth, Megadeth czy nawet Mekong Delta. Czasami wprawne ucho wychwyci podobieństwa w riffach do innych znanych kapel, jednak całość podana jest w swoim własnym stylu, jakiego Neaghi dopracowało się mimo bardzo krótkiego stażu. Obraz niezwykle udanej całości dopełniają wokale, ostre, chropowate, będące jakby połączeniem growlu ze screamem, a co najważniejsze charakteryzujące się bardzo oryginalną barwą. O samych utworach, które znalazły się na debiutanckim longplayu Neaghi nie będę się rozpisywał. Na pewno nie ma tu tzw. wypełniaczy, każda z kompozycji jest ważna i wiele wnosi do odbioru albumu jako całości. Bardzo dobrym i nie mam wątpliwości, że zamierzonym zabiegiem, było umieszczenie najlepszych kompozycji jako tych, które otwierają i zamykają płytę. Mam tu na myśli utwory „Whisper of Your Wings” oraz „The Last Redemption„, stanowiących prawdziwą wizytówkę Neaghi jako zespołu inteligentnego, posiadającego zmysł i wysmakowaną wyobraźnie muzyczną.
Neaghi – The Last Redemption
O odbiorze „Whispers of Wings” jako całości wspomniałem nie przypadkowo, gdyż mamy do czynienia z lirycznym concept albumem opartym na książce „Insania” autorstwa Justyny Steć i Agaty Lesieckiej. Lektury nie znam, choć wczytując się w teksty zawarte na krążku domyślam się, iż książki nie należy polecać dzieciom ani tzw. religijnym, moherowym maniakom. Krótko mówiąc, jest cholernie mrocznie, czasami wręcz psychodelicznie, a nawet hipnotycznie. Teksty najwyższych lotów i szkoda tylko, że zespół nie zdecydował się dodatkowo na nagranie polskiej wersji albumu.
A jeżeli muszę się już do czegoś przyczepić, to brak książeczki, która dołączona byłaby do płyty. W przypadku lirycznego concept albumu taki zabieg wydaje się wręcz oczywisty, a tak otrzymujemy teksty pisane dość małą czcionką, umieszczone na skrzydełkach digipaka. Dodatkowo wszelkie refreny, czy inne fragmenty tekstów powtarzane w utworze, z uwagi na niewielką ilość miejsca wydrukowane są tylko raz. To sprawia, że w pewnym momencie słuchając płyty i czytając jednocześnie teksty gubimy się. Komfort ich czytania jest porównywalny z wyszukiwaniem pozycji w kieszonkowych słownikach językowych. Rozumiem, że książeczka to dodatkowy koszt, ale jednak bez przesady. Oczywiście jest to zastrzeżenie, które nie wpływa na ogólną ocenę odbioru muzyki serwowanej przez Neaghi. A tą można porównać do niezwykle smakowitego dania stworzonego przez Gordona Ramsaya, podanego z deserem w postaci tortu. A jeśli tort to i wisienka, którą na „Whispers of Wings” stanowi gościnny udział Caleba Binghama. Gitarzysta znany choćby z Five Finger Death Punch, swoim solem w utworze „State of Mind” udekorował debiutancki album Neaghi niezwykle udanymi dźwiękami.
Neaghi – No Man’s Land
Brytyjski portal „Decibel Shower” w swojej recenzji określił „Whisper of Wings” mianem „absolute masterclass in music”. Mi nie pozostaje nic innego jak zgodzić się i podpisać pod tym sformułowaniem dwoma rękoma. Krótko mówiąc, jedna z najlepszych metalowych pozycji 2021 roku. Płyta, którą koniecznie trzeba posłuchać.
Utwory: Intro; Whisper of Your Wings; Painting a Dead Man’s Face Red; Diabolical Mark; No Man’s Land; Cyclone of Lies; Demons Reborn; Ashes of Fear; The Awakening of Evil; Angel of Darkness; State of Mind; The Last Redemption