facebook | bandcamp | spotify | youtube
Fiasko. Skoro zespół nazywa się Fiasko, to czy możemy mówić o pozytywnych emocjach i odczuciach, które w teorii miałyby zostać zawarte na widocznej na zdjęciu EPce pod tytułem „Mizantropolia”? Cóż, odpowiedź jest chyba oczywista. A jak, po włożeniu płyty do odtwarzacza i wciśnięciu przycisku „play”, będą wyglądać odczucia odbiorcy? Hmmm… W moim przypadku ogólne wrażenia prezentują się lepiej, niż przewidywałem, bo raczej rzadko sięgam po tego typu dzieła.
Okładka także nie nastraja pozytywnie, choć pasuje do muzyki, z którą przyjdzie się mierzyć słuchaczowi. Dość mroczna, ponura, zakorzeniona gdzieś pośród szarych, niczym niewyróżniających się bloków w mieścinie. „Mizantropolia” to siarczysty black metal, zręcznie połączony ze sludge metalem. Czarno-biały, choć muzycy corpse paintu nie używają. Zimny, choć daleko mu do norweskich lasów. Przeciwnie, tkwi on wśród nas – bliżej, niż mogłoby się nam wydawać, o czym wspomniałem parę linijek wyżej. Żaden z czterech utworów nie zawiera elektroniki, czy też nawet gitarowych solówek. Słychać inspiracje czasami, kiedy w takiej muzyce liczył się głównie prymitywizm, a ona sama miała przede wszystkim uderzać swoją surowością i radykalnością. Tutaj owszem, muzyka jest prosta, jest surowa, ale produkcja sprawia wrażenie nawet miłej dla ucha (jeśli w ogóle można mówić o czymś takim w przypadku takiej gatunkowej hybrydy).
Łatwo odnotować, że Fiasko stara się urozmaicić muzykę, przesadnie jej nie komplikując i zachowując przy tym jej prostotę. Nie brakuje tu temp wręcz szaleńczych, są też chwile, gdy wszystko przyjemnie zwalnia. Momentami z głośników płynie nawet coś na kształt… melodii? Melodie owszem, są, i to całkiem przyzwoite. Przy czym oczywiście nie mam na myśli jakiegokolwiek słodzenia. Tutaj pojęcie „melodia” określa głównie próby eliminacji wszelkiej monotonii. Jak dla mnie całość wypada najlepiej właśnie wtedy, gdy zespół nie gna przed siebie na złamanie karku, tylko decyduje się na kroki nieco subtelniejsze, wolniejsze, ale w przypadku których dalej mamy do czynienia z mocnym, posępnym materiałem.
A wokal? Wokal daje radę. Przeważają oczywiście growle i opętańcze wrzaski, na szczęście (dla mnie) nie uświadczymy tu żadnych blackowych skrzeków. W formie ciekawostki tu i ówdzie pojawiają się także czyste wokale, ale nawet one mają w sobie cząstkę szaleństwa, nutkę obłąkania, dzięki czemu nie ujmują one wiarygodności całego materiału – w takiej postaci groziło mu wystąpienie zjawiska określanego jako przerost formy nad treścią, ale grupa i tego uniknęła. Przeważyło szczęście czy zdolności w tworzeniu szczerego, muzycznego plugastwa? Teksty są w całości napisane w języku polskim, i wraz z muzyką tworzą spójny obraz smutku, ponurej, dusznej atmosfery i gniewu. Nikt nie mówił, że będzie lekko, a Fiasko w swojej obecnej postaci nie bierze jeńców.
Czy jest coś, co mi w „Mizantropolii” konkretnie nie pasuje? Szczerze mówiąc, ciężko powiedzieć. Wszystko tutaj gra jak należy, a wszelkie ewentualne minusy mogłyby wynikać z tego, że nie pałam do gatunku, którym zajmuje się Fiasko, jakąś szczególnie wybitną sympatią. Ale jakby większość wydawnictw, z którymi się spotykam, było utrzymanych w podobnym klimacie, to… Właściwie, czemu nie? Jeśli album ma emanować czarno-białymi barwami, beznadzieją (w kontekście nastroju brzmień i tekstów), i przytłaczać atmosferą, to niech robi to w sposób szczery, bez niepotrzebnych wysiłków, które i tak na wiele się nie zdadzą. Ogólnie po raz kolejny, odkąd tu piszę, spotykam się z miłym zaskoczeniem ze strony zespołu tworzącego muzykę z gatunku, po który rzadko sięgam. Mimo tego, że „Mizantropolia” paradoksalnie może odtrącać. I zapewne rzeczywiście będzie odtrącać tych, którym obce są ponure klimaty.
Przygoda z „Mizantropolią” jest krótka – każdorazowo trwa ona nieco ponad dwadzieścia cztery minuty. Przy czym będzie to przygoda bardzo intensywna, ciężka, po której już nic nie będzie takie samo. Za pierwszym razem nie ma szans na odkrycie wszystkiego, co ten krążek ma do zaoferowania. Oczywiście, możesz posłuchać, możesz nawet w każdej chwili wrócić do najnowszej EPki zespołu, ale czy starczy Ci odwagi?
Barlinecki Meloman
Mam na imię Łukasz. W różnym stopniu interesuję się różnymi rzeczami, ale kilka lat temu muzyka stała się moją życiową pasją. Sukcesywnie rozwijam ją na swój sposób i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Ten blog to miejsce, w którym chciałbym przedstawić rockowo-metalowy świat z mojej perspektywy. To tyle, życzę miłego czytania!